Jakiś czas już minął, od kiedy miałem okazję po prostu usiąść pod rozgwieżdżonym Niebem... Razem z moim przyjacielem Pawłem (a raczej - za Jego namową!) wybraliśmy się w ciemne miejsce na południe od Warszawy - posiedizeć, pogadać - i pooglądać to i owo. Triplecik w Lwie, M4, M10,M12,M13,M14,M27,M57, M80, M92, M87, M107, Blinking Planetary, jakieś NGC'ki... :)

Najciekawsze w tym "oglądaniu gwiazd" było jednak to, że znakomitą większość czas spędziliśmy po prostu rozmawiając! Sprzęt prowadził za gwiazdami a my mogliśmy zwyczajnie nacieszyć się doskonałymi warunkami - od czasu do czasu zerkając w okular i wybierając coraz to nowe obiekty pojawiające się nad wschodnim i południowym horyzontem. To też pozwoliło na dostrzeżenie przynajmniej kilkudziesięciu Lirydków (których maksimum było dzień-dwa wcześniej) - zwykle bowiem siedzi się przy atlasie / okularze, a tu taka miła odmiana! Można by uznać tę sesję za "powszednią", prawda? Ale myślę, że warto czasem podejść ciut inaczej do "naszej" astronomii. :)

PS Nawet nie myślieliśmy o zawiezieniu czegokolwiek do astrofotografii. Zgodnie uznaliśmy, że przed komputerem spędzamy już wystrarczającą ilość czasu... ;)