Kolejna noc (12 maja) - kolejne podejście: aby uniknąć potężnej łuny nad Warszawą pojechałem na zachód, aż za Błonie. Aura nadal sprzyjała obserwacjom i wieczorny pokaz zjawiska zorzy polarnej można uznać za udany - wizualnie nie było wprawdzie na co popatrzeć (bo nie dało się wypatrzyć zupełnie nic), ale za to na długich czasach naświetlania (1.5 minuty) niebo nad północym horyzontem zyskało swoje charakterystyczne zabarwienie:
Po przeciwnej stronie nieba "wielki grzyb" zaszczyciła wizyta jakiegoś bardzo jasnego sporadyka (na ujęciu widać też przeloty dwóch satelitów - to taka pora roku, gdy Słońce nie chowa się dostatecznie głęboko za horyzont...). Pomału wkraczały też na niebo wysokie obłoczki:
To był bardzo udany wypad na krótką obserwację! :)