Wygląda na to, że czasem można połączyć pracę z przyjemnością :)

Nad ranem we czwartek, przy okazji podróży służbowej zabrałem ze sobą aparat, statyw i lornetkę - i udałem się na polowanie na Marsa. Tak dokładniej to chciałem dostrzec, jak... znika - za księżycową tarczą. Tego bowiem dnia, w odstępie około 50 minut, Mars schował się a następnie wychnął zza Księżyca. Łącząc to z niemalże idealnie z pełnią - widowisko zapowiadało się świetnie.

Rzecz jasna jest jeszcze jeden element warunkujący udane obserwacje - pogoda... Ta natomiast, kapryśna jak zwykle o tej porze roku, zupełnie odmówiła współpracy: Na początku zjawiska kompletnie zasłoniła zakrycie (a przynajmniej w miejscu, w które mogłem dokonać wypadu). Trudno - nad Warszawą było czyste niebo, nad Piasecznem zwarta ławica chmur, trzeba było przełknąć smak porażki i jechać dalej.

No moon...

Już po wyjechaniu z Warszawy w kierunku na Poznań niebo całkowicie się wyczyściło i tylko wysokie cirrusy tu i ówdzie mąciły jego idealne oblicze. W odpowiednim momencie zjechałem więc z trasy i wyjąłem sprzęt. O dokładnie oznaczonej porze zza Księżyca wychnął malutki Marsik, a następnie zaczął całkiem rączo podążać swoją drogą. W tym miejscu słowo komentarza: rzadko zdarza się, żeby zdjęcie gorzej oddawało sedno zjawiska, niż obraz na żywo - jednak tym razem właśnie tak było. Okazało się, że mała lornetka zdecydowanie wierniej pokazuje wzajemne proporcje tych obiektów, ich różnice w barwie, łatwiej pozwala zbudować skalę i wyobrazić sobie ogrom dzielących je odległości.

Mars occultation 20221208

Tak czy inaczej - to była bardzo udana obserwacja :)