Święta, jedzonko, leżenie, jedzonko... No nie! Zdecydowanie lepiej pokręcić korbą. Niewiele zdjęć z tej przejażdżki, to prawda, bo wszystko w tonacji ciemności i szarego (zwłaszcza, gdy zaczął już zapadać zmrok), ale było niezwykle przyjemnie. Nad stawami w Zalesiu unosił się tajemniczy opar, rzeka z wolna (ale za to - napełniona wodą jak należy) przetaczała się ku swojemu ujściu - a ja przemierzałem okoliczne miejscowości i zagajniki. Przemierzanie owo było nierozerwalnie związane z pokonywaniem przeszkód błotnych i dlatego w połowie trasy rower trafił nad rzekę celem lekkiego liftingu (i zrzucenia błotnej nadwagi).